Na etykiecie, kryje się tajemniczy skrót FTO – jest to potwierdzenie, że kawa którą zaraz będziemy próbować, spełnia wszystkie kryteria do tego, aby zostać objęta certyfikatem Fair Trade and/or Organic, który zrzesza organizacje dbające o zrównoważoną produkcję, sprawiedliwe wynagrodzenie i etyczne warunki pracy. Dzięki tym standardom, polepsza się dobrostan zarówno pracowników farm, jak i środowiska.
Mówi się, że ruiny odnalezione w Kuelap to „twierdza ludzi chmur”. Co ciekawe, położona jest na grzbiecie góry, wystarczająco wysoko, aby chmury mogły osiadać tam niczym mgła. To miejsce jest jakby zapomniane przez ludzkość. Nie spotkacie tam dłużących się kolejek turystów, po to aby zrobić zdjęcie z pięknym widokiem. Zastanie Was tam za to panująca cisza i spokój. Z twierdzy rozlega się widok, na wszystkie okoliczne pagórki i pola tarasowe, również na plantacje kawy, rozkwitające na znajdującej się tam glebie wulkanicznej. Trzeba przyznać, że warunki do wzrostu zdrowych i dojrzałych kawowców są tam wyjątkowo sprzyjające – wysoka wilgotność powietrza, zróżnicowany mikroklimat i idealny balans nasłonecznienia i zacienienia nad plantacjami.
Jeśli, tak jak ja, oczami wyobraźni przenieśliście się już do bajkowej krainy, niczym z Tajemniczego Ogrodu. To teraz wyobraźcie sobie jak to otoczenie wpływa na głębie smaku kawy, o której dziś czytacie. Oj dzieje się!
Na paczce widzimy określone sugestie co do nut smakowych jakich możemy się spodziewać. Są kwiaty, jest czarna porzeczka, no i soczyste owoce. Nastawiłam się na zapach liści świeżej czarnej porzeczki, słodkie z wytrawną nutą i właśnie to dostałam po otworzeniu opakowania.
Kawę zmieliłam na 21 kliku młynka Comandatne. Pierwszy raz zaparzyłam ją standardowo, tak jak większość kaw, które piję, czyli w proporcji 300 mililitrów wody w 95 st. C na 18 gramów kawy. Preinfuzja zaskoczyła mnie bardzo owocowym i rześkim zapachem, a po około 3 minutach, mogłam w końcu spróbować kawy z Peruwiańskiego Kuelap!
Troszkę z zachłanności, trochę z niecierpliwości – posmakowałam naparu, zaraz po zdjęciu drippera. Mimo wysokiej temperatury, była wyraźnie soczysta i słodka. Przypominała bardziej gęsty syrop z czarnej porzeczki, co oczywiście wygrało z tym, co wcześniej sobie wyobrażałam.
Zamieszałam kawę, a w szale codziennych obowiązków, kolejny łyk wzięłam dopiero po około 10 minutach. I co? Wciąż czuć wyjątkową słodycz, tym razem z nutką owocowej kwasowości, a to wszystko w towarzystwie aromatów świeżych kwiatów.
Mam więc przed sobą, wyjątkowo zbilansowaną smakowo filiżankę kawy. Jest słodycz, a co za tym idzie lepkie body. Jest soczysta kwasowość, są kwiatowe aromaty. Ta kawa nie „przesadza” i nie przytłacza. Jest idealna na codzień. Właściwie to kiedy już zaczęłam ją pić, miałam ochotę wypić wszystko na raz.
Myślę, że te ziarna od Manufaktury Kawy, są trochę jak kraina, z której pochodzą – pozwala na odrobinę zapomnienia i sprawia, że przez chwilę szybujesz głową w chmurach. Idealna wymówka na krótki reset głowy w ciągu zabieganego dnia.
Spróbujcie sami!